28 marca 2015

Rozdział I

Początek

*perspektywa Kali*
Słońce wdarło się do mojego pokoju przez małe okno. Dzisiaj czeka mnie najgorszy dzień w roku – dzień dożynek. Mam szesnaście lat, dlatego moje imię na pewno znajdzie się w puli.
-Kalianna zejdź na śniadanie – zawołała moja siostra Gisele.
Moi rodzice zginęli rok temu. Mam koszmary które śnią mi się odkąd zaginęli. Śni mi się, że nie żyją, niestety te sny mogą być prawdziwe. Nie zgadzali się z postanowieniami prezydenta. Takich ludzi jak oni się usuwa. Teraz zostało mi tylko moje rodzeństwo. Mam dziewiętnastoletniego brata Anghela i siedemnastoletnią siostrę Gisele. Anghel przejął nad nami opiekę, ponieważ nie jesteśmy pełnoletnie, a on tak. Zgodnie z rozkazem mojej siostry zeszłam na śniadanie. Usiadłam przy naszym dużym stole, który stał w skromnie urządzonym salonie. Na śniadanie mieliśmy bułki z serem i herbatę. Tradycyjne śniadanie dla niezbyt bogatych mieszkańców Dystryktu 5.
-Pamiętajcie, żeby się odświętnie ubrać, dzisiaj dzień dożynek-powiedział Anghel.
-Faktycznie, jest się na co stroić-odpowiedziałam sarkastycznie.
-Kalianna przestań, rozmawialiśmy już o tym-odezwała się Gisele.
Od zawsze byłam taka jak rodzice: buntownicza, odważna, ambitna. Moje rodzeństwo to totalne przeciwieństwo: ustatkowani, wzorowi obywatele Panem. Jedzą Kapitolowi z ręki.
-Ja już skończyłam – powiedziałam i wstałam od stołu. Wchodząc na górę słyszałam rozmowy na mój temat. Teraz jestem czarną owca tej rodziny. Po zniknięciu rodziców moje życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Poszłam do łazienki się wykąpać. Natarłam ciało szorstkim, szarym mydłem. Nie było to przyjemne, ale tylko takie mydło było dostępne w Dystrykcie 5. Wytarłam się ręcznikiem i zaczęłam się ubierać. Ubrałam czarną sukienkę z nie małym dekoltem. Do kompletu dobrałam mój naszyjnik, który był przekazywany z pokolenia na pokolenie najmłodszemu dziecku. Srebrny łańcuszek idealnie komponował się z dużym półksiężycem. Razem tworzyły najcenniejszą rzecz jaką mam. Włosy opadały mi kaskadą loków, sięgały mi do łokci. Moje oczy w kolorze lapis lazuri przemyłam wodą. Gdy skończyłam, zeszłam na dół.
Anghel i Gisele byli już gotowi i czekali na mnie. „I niech los zawsze wam sprzyja'' – pomyślałam i razem z moim rodzeństwem wyszliśmy z domu.

*Perspektywa Altin*

Otworzyłam zaspane oczy i pierwsze co ujrzałam to mojego białego kota, siedzącego na parapecie. Uśmiechnęłam się.  Zasłaniał promyki słońca, które wpadają do pokoju przez duże okno. Usiadłam, przetarłam powieki i spuściłam nogi na fioletowy, puszysty dywan. Wstałam i podeszłam do dużego lustra. Ramka była ozdobiona diamentami oraz kryształami. W odbiciu zobaczyłam to co zawsze rano po przebudzeniu. Tak to właśnie ja-Altin Laroux.
Wpatrywałam się w moje ciemne oczy. Były tak czarne, że idealnie podkreślały moją bladą cerę. Sięgnęłam po szczotkę, która leżała obok na komodzie z jasnego drewna. Przeczesałam moje długie, proste, jasno brązowe włosy. Westchnęłam i powiedziałam do siebie:
-Dziś Dożynki... Chciałabym kiedyś wziąć udział w Igrzyskach, ale trochę się tego boje... W końcu mam osiemnaście lat, to moja ostatnia szansa. A co jeśli zginie? Co wtedy?- zapytałam sama siebie, lecz nie miałam okazji pomyśleć nad odpowiedzią, gdyż do pokoju weszła mama.
-Ooo, już wstałaś- popatrzyła się na mnie, swoimi niebieskimi oczami. Podeszła i ucałowała w czubek głowy.
-Ubierz się i chodź na śniadanie- powiedziała i zniknęła za ciemnymi drzwiami. 

Podeszłam do jasnej szafy, otworzyłam i wpatrywałam się w nią przez kilka długich minut. Zupełnie nie wiedziałam, co mam dziś ubrać. W końcu wyciągnęłam białą cienką koszule i czarną, falowaną spódniczkę. Pod nią założyłam jasno brązowe rajstopy i ciepłe futrzaste kapcie. Obejrzałam się w lustrze i stwierdziłam, że brakuje błyskotek. Podeszłam do komody i otworzyłam niebieską małą szkatułkę. Wkładam tam moją ulubioną biżuterię. Srebrną bransoletkę, która wszędzie zakładam oraz jasno różowe kolczyki, w kształcie kokardek. Często mówiono mi, że nie pasuje do Dystryktu 1, gdyż mam kolor włosów różniący się od wszystkich.  Twierdzą, że ubieram się za skromnie. Nigdy nie lubiłam dużo błyskotek, ale jednak zawsze coś na sobie mam. Jak ktoś powie coś niestosownego na mój temat, to podnoszę głowę wysoko i odchodzę. Tak nauczyli mnie rodzice, aby być sobą. Pokazuje swoją postawą, że nie obchodzi mnie opinia innych. Chociaż tego bardziej nauczyła mnie mama. Tata wolał nauczyć mnie jak używa się miecza i łuku. Wierzył, że pewnego dnia zostanę wybrana podczas Dożynek. Niestety zmarł kiedy miałam 11 lat. Obiecałam sobie, że kiedyś spełnię jego, jak i moje marzenie.
Włożyłam koszule w spódniczkę i okręciłam się dookoła osi przed lustrem. Uwielbiam, kiedy spódniczka się unosi i faluje. W końcu zeszłam metalowymi schodami na dół do jadalni. Usiadłam obok mamy, która właśnie jadła kanapkę. Sięgnęłam ze stołu po połówkę bułki i obłożyłam ją obficie. To samo zrobiłam z drugim kawałkiem. Po skończonym posiłku podziękowałam i wstałam od stołu. Poszłam do łazienki, aby się dokładnie umyć. Na koniec spryskałam się moim ulubionym perfum, o zapachu leśnych owoców. Jestem gotowa.
Futrzaste kapcie zmieniłam na czarne balerinki z białą kokardką na czubkach. Mama już na mnie czaka. Na dworze było chłodno, więc założyłam czarny sweterek i ruszyliśmy na Dożynki.

Koniec rozdziału I. Kolejny postaramy się zamieścić w kwietniu. Komentujcie, czy wam się podobało i co możemy zmienić… :)
Pozdrawiamy Julka i Pati.

20 marca 2015

Witamy

Witamy na naszym pierwszym wspólnym blogu. Zachęcamy was do czytania naszego opowiadania, które piszą dwie przyjaciółki.
Mam na imię Patrycja i mam 16 lat, a ja Julia i mam 14 lat. Po części wcielimy się w dwie dziewczyny, które będą uczestniczyły w 88 Głodowych Igrzyskach. Dla jasności: wydarzenia, które miały miejsce w książce, nigdy się nie zdarzyły, więc Igrzyska nadal są obchodzone. Dziewczyny się nie znają i są z innych dystryktów. Opowiadanie pisane będzie z dwóch różnych perspektyw.
Czekamy na wasze opinie, wyczekujcie pierwszego rozdziału.
Pozdrawiamy Julka i Pati.
Bows And Arrows