Po
długim wyczekiwaniu, przed wami kolejny rozdział. Zapraszam do
czytania.
Miasto
kłamstwa
*perspektywa
Kali*
Gdy
weszłam do pociągu Merwyn i Nathan już w nim siedzieli i czekali
na naszego mentora. Shane Jackson przeżył osiemdziesiąte Głodowe
Igrzyska, miał wtedy dwanaście lat, był jednym z najmłodszych
zwycięzców. Widziałam go parę razy, ale nigdy z nim nie
rozmawiałam. Usiadłam koło Nathana, on spojrzał się na mnie
swoimi szarymi oczami. Współczuł mi, ja też mu współczułam.
-
Przykro mi, że musisz brać w tym udział – powiedział i spuścił
ze mnie wzrok.
-
Mi również jest przykro – powiedziałam. Dalej czekaliśmy w
ciszy. Pociąg już dawno ruszył, ale nic nie było czuć. Drzwi do
przedziału otworzyły się i wszedł Shane. Ależ on był
przystojny. Czemu wcześniej tego nie zauważyłam? Jego blond włosy
lekko opadały mu na czoło, zielone oczy wpatrywały się we mnie.
Doczekałam się tego, że dwudziestolatek się mi przygląda. Tylko,
dlaczego akurat w tym momencie kiedy mam umrzeć?
-
Jestem Shane Jackson i będę waszym mentorem – powiedział i
usiadł obok Merwyn. Oby dwoje siedzieli naprzeciwko mnie i Nathana.
Przez chwile zapadła cisza w przedziale.
-
Może opowiecie mi coś o sobie? - zapytał mnie i Nathana.
-
Ty pierwszy – powiedziałam do Nathana.
-
Mam na imię Nathan Green i mam siedemnaście lat. Mam dwie starsze
siostry i młodszego brata. Mama jest gospodynią domową, a tata
cały czas pracuje – powiedział Nathan. - w niedziele wszyscy
razem jemy obiad.
Jego
rodzina była taka idealna, wszyscy się kochali, jedli razem obiady,
rozmawiali ze sobą. A u mnie? Rodzeństwo mnie nienawidzi, rodzice
zaginęli, być może nawet zginęli. Jakie są podobieństwa między
rodziną Jones, a rodziną Green?
-
Kali! Kali! - wołał Nathan. Spojrzałam na niego, a potem na Shana.
Miałam wilgotne poliki i coś kapało mi z oczu. Czyżbym płakała?
-
Masz na imię Kali, tak? - zapytał Shane. Kiwnęłam głową
potwierdzając.
-
Nie martw się, tutaj jesteś bezpieczna – powiedział Shane.
Tutaj
nie można czuć się bezpiecznie! Wstałam i szybko wybiegłam z
przedziału. Jakiś awoks wskazał mi mój pokój. Gdy do niego
weszłam zaniemówiłam. Na środku pokoju stało duże łóżko
nakryte kolorową pościelą. W rogu stała wielka szafa i duże
biurko. Szafa była po brzegi wypełniona ubraniami i butami. W tym
pomieszczeniu były jeszcze jedne drzwi, które prowadziły do
łazienki. Weszłam tam. Łazienka była bogato zdobiona. Zdjęłam
ubrania i weszłam pod duży prysznic.
Nastawiłam
lekki natrysk. Pozwoliłam łzom płynąc. Gdy się wypłakałam
wyszłam z łazienki i podeszłam do ogromnej szafy. Ubrałam się w
czarną sukienkę do kolan, która od dołu była wyhaftowana złotą
nicią. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Posiedziałam chwile
na łóżku i pomyślałam, że przecież nie mogę cały dzień
siedzieć w moim pokoju i nie wychodzić Wstałam i poszłam go
głównego przedziału.
Nathan,
Merwyn i Shane już siedzieli przy stole i jedli kolacje. Wszyscy
naraz spojrzeli na mnie. Onieśmielona szybko usiadłam na swoim
miejscu koło Nathana. Przyjrzałam się daniom i wybrałam dość
duży kawałek lasani, a do picia sok z egzotycznych owoców.
Jedliśmy w zasadzie w ciszy, aż w pewnym momencie odezwał się do
mnie Shane.
-
Wszystko
w porządku? - zapytał wyraźnie przejęty
-
Tak,
przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie – odpowiedziałam.
Od
tej chwili do końca kolacji nikt nic nie powiedział. Gdy zjadłam,
wstałam od stołu, podziękowałam za dobry posiłek i wróciłam do
mojego pokoju. Byłam tak zmęczona, że tylko rozpuściłam włosy i
położyłam się spać. Śniła mi się mama, jak mówi mi, że
wszystko będzie dobrze.
Obudziłam
się koło 6, wstałam i zdjęłam sukienkę. Przebrałam się w
shorty, czarny top i na to ubrałam rozpinany sweter. Włosy
związałam w niechlujnego koka. Poszłam do łazienki przemyć oczy.
Chciałam pójść do głównego przedziału, żeby napić się
czegoś. Kiedy otworzyłam drzwi nagle z ciemności wyłonił się
Shane.
-
Już nie śpisz? - zapytał
-
Jak
widzisz. – odpowiedziałam – idziesz do głównego przedziału?
-
Tak.
-
W
takim razie jesteś na mnie skazany.
Ruszyliśmy
w stronę głównego przedziału. Szliśmy w ciszy. Jak doszliśmy do
naszego celu, podeszłam do stołu i wlałam sobie truskawkowy sok i
usiadłam na kanapie naprzeciw okna. Shane usiadł koło mnie.
-
Dlaczego
wczoraj płakałaś? - zapytał
-
Kiedy
Nathan opowiadał o swojej rodzinie zdałam sobie sprawę, czego nie
mam. Utraciłam to bezpowrotnie. - odpowiedziałam.
-
Co
straciłaś?
-
Moi
rodzice zaginęli, może nawet zginęli, rodzeństwo mnie nienawidzi,
a do tego niedługo mam umrzeć. Jestem wielkim tchórzem -
odpowiedziałam i odwróciłam się, żeby nie widział napływających
mi do oczu łez.
-
Wiesz
co określa odwagę i wytrzymałość człowieka?
Kiwnęłam
głową zaprzeczając.
-
Umiejętność przypomnienia i ponownego przeżywania bolesnych
wspomnień.
Milczałam
i wpatrywałam się w jego piękne oczy.
-
A ty nie jesteś tchórzem, jesteś najodważniejszą i najbardziej
wytrzymałą dziewczyną jaką znam.
Pociąg
nagle zwolnił.
Razem
z Shanem wyjrzeliśmy przez okno i ujrzeliśmy Kapitol. I tak właśnie
znalazłam się w stolicy kłamstwa.
*perspektywa
Altin*
-Tu...jest...pięknie-
szepnęłam, kiedy wsiadłam do pociągu.
Przyznam,
że nawet u mnie w domu nie ma takiego luksusu. Mimo że Dystrykt 1
charakteryzuje się największym bogactwem. Przecież prawie każdy
kto tam się urodził ma imię związane z jakąkolwiek błyskotką.
Nawet moje. Altin po Turecku znaczy złoto. Tata stamtąd pochodził,
stąd ten pomysł.
Weszłam
do jednego z czterech przedziałów. Na drzwiach jest moje imię,
więc to musiał być pokój przeznaczony dla mnie. W środku
wszystko było urządzone w kolorze niebiesko-białym. Czuje się tu
jak w niebie. Duże łóżko z niebieską pościelą w białe kropki,
stało pod niewielkim oknem. Usiadłam i wyjrzałam przez nie.
-Dlaczego
stoimy?- pomyślałam. Nagle pociąg ruszył, a ja poczułam lekkie
szarpnięcie.
-No
to jedziemy- powiedziałam do siebie i westchnęłam.
Po
krótkim czasie, stwierdziłam, że pójdę zwiedzić pociąg i
przydałoby się coś zjeść. Zegar wiszący nad łóżkiem
wskazywał czternastą dwanaście. No tak, to przecież pora
obiadowa. Wyszłam z przedziału i skręciła w prawo. Minęłam
pozostałe trzy przedziały, na których kolejno było Peeter Dean.
Pokój obok należał do Belli Silver, a na wprost nich do Digera
Maltera. Dużo o nim słyszałam. Jest naszym mentorem, który wygrał
82 Igrzyska w wieku czternastu lat. Ciekawi mnie jak wygląda i jaki
on jest. Już podnoszę rękę, aby zapukać, kiedy rozmyślam się i
idę korytarzem dalej. Nie chce mu przeszkadzać, a przecież będzie
jeszcze na to czas. Wchodzę chyba do jadalni, a przynajmniej tak to
wygląda. Na środku stoi drewniany stół i osiem zielonych,
obrotowych, miękkich krzeseł. Siadam na jedno z nich i wpatruje się
w mijający krajobraz.
Po
chwili ktoś mnie szturcha. Odwracam się i widzę Peetera.
-Jesteś
może głodna?- zapytał i postawił dwa talerze spaghetti. Siada
obok mnie i zaczyna jeść, nawet na mnie nie patrząc.
-Dziękuje-
mówię i również zabieram się za jedzenie.
W
drzwiach pojawia się Diger.
-Cześć
wam- wita się i siada naprzeciwko mnie.
-Hej-
odpowiadamy w tym samym czasie.
Mężczyzna
ma niebieskie oczy i ciemnobrązowe włosy. Na sobie ma rozpiętą
zielono-żółtą koszule , a pod spodem czystą białą bluzkę.
-Diger,
opowiedz nam swoją historię- proszę.
-No
więc- zaczyna- wygrałem 82 Igrzyska.
-To
wiemy- przerywam pod jego surowym spojrzeniem. I uśmiecham się
delikatnie.
-Jak
je wygrałeś?- pyta Peeter, przerywając krępującą cisze.
-Wygrałem
je, ponieważ przetrwałem- śmieje się- nikogo nie zabiłem, tylko
ciągle uciekałem i ukrywałem się, a ostatnią osobę zrzuciłem z
wysokości. No w sumie to może tą jedna ostatnią tak jakby
zabiłem. Teraz wasza kolej. Opowiedzcie coś o sobie.
-Peeter,
zacznij- proszę.
-Mam
osiemnaście lat, jak Altin- tu spojrzał na mnie- Znamy się od
dziecka. Mam młodszą siostrę i kochającego ojca. Co tu dużo
mówić- westchną.
-No
to teraz ja.- zaczynam- Jestem jedynaczką. Mój tata zmarł kiedy
miałam jedenaście lat. Została mi tylko mama.
-Ciekawie,
nie przypuszczałem, że możecie znać się wcześniej. Widzę, że
już zjedliście obiad. Radzę wam się przespać albo chociaż
odpocząć. Czeka was dużo nauki i wysiłku. Za dwie godziny
wysiadamy- powiedział po czym wstał i wyszedł w stronę
przedziałów.
Spojrzałam
na zegar. Była piętnasta trzydzieści cztery.
-Na
razie- rzuciłam do Peetera i odeszłam do pokoju zostawiając go
samego.
Wykąpałam
się, przebrałam w jakieś luźniejsze ciuchy i zasnęłam.
Obudziłam mnie Bella.
-Za
pół godzinki będziemy- zaskrzeczałam i wyszła.
Wstałam,
przetarłam oczy i ruszyłam do łazienki. W szafie, która tam
stała, było mnóstwo ciuchów. Wybrałam niebieską luźną bluzkę
i jasne przylegające jeansy. Pociąg zwolnił, aż wreszcie się
zatrzymał. Wysiedliśmy i ujrzeliśmy Kapitol. Przygotujmy się na
śmierć- szepnęłam.